Friday, July 10, 2009

Rajd Chełm - Lublin - Zamość 3-5 lipca 2009

Wreszcie coś nowego...prawda?
Ach, żeby tak mieć czas i fundusze, to tych nowości było by co tydzień bez liku. Ale nie ma więc trzeba się z tym pogodzić, skończyć budować dom i wtedy zacząć myśleć o powrocie do dawnego stylu życia.

Coś jednak gna człowieka w świat, nawet ten niezbyt odległy, o kilkaset kilometrów zaledwie, ale już inny; głosem miejscowych, krajobrazem...

No więc jedziemy - nawet nie trzeba było się specjalnie przygotowywać, ten rajd mieliśmy w planie już od pewnego czasu, wystarczyło zarezerwować nocleg, kupić prowiant i zatankować skodę.

Trasę ustalamy tak by po drodze zobaczyć jak najwięcej z zamków i ciekawostek.

Pierwszy odcinek - Tarnów - Sandomierz - Kraśnik, po drodze zahaczamy o Zawichost, zobaczyć jaki jest stan Wisły. Tę nazwę pamiętają chyba wszyscy ludzie mojego pokolenia i ciut młodsi, kiedy niepodzielnie królowało jeszcze Polskie Radio Program Pierwszy i komunikaty o stanie wody w Wiśle mierzone właśnie w Zawichoście...

Mają tu ciekawy zabytkowy wodowskaz, cóż kiedy nie ma doń dojścia...drogę zagradza brama i dwa psy (mało groźne, ale za siatką ujadliwe)



Nawet obelisk postawiono



Obchodzę nieco skarpę i udaje mi się zrobić tę fotkę, aczkolwiek z narażeniem na upadek, bo do dawnego dna Wisły jakieś 5 metrów i to poprzez pokrzywy. Ładnie nam ta Wisła meandruje - wodowskaz wybudowano w 1924 - od tej pory koryto poszło na wschód jakieś pół kilometra.



Trwa naprawa uszkodzonego nawałnicami promu - wbrew powszechnie znanej rymowance "na moście w Zawichoście" tu mostu nie ma - najbliższy jest kilka kilometrów na północ w Annopolu.



A to już "centrum" - skromne, z nieodłącznym na tych terenach pomniczkiem ku czci tych którzy zginęli na skutek II Wojny Światowej.

Czy może być bardziej fartowny numer drogi?

Pierwsza przerwa na szlaku - Kraśnik.
według mapy i książek, gdzieś tu na okolicznych wzgórzach stał zamek, ale już niewiele po nim zostało - miejscowi rozkładają ręce - nawet nie słyszeli o czymś takim jak ruiny zamku tutaj.

Robimy więc krótki spacer po centrum, pijemy kawę
zachwycamy się najbardziej ukwieconą bramą jaką widzieliśmy i ... uciekamy przed deszczem.
W między czasie co 10 minut jakiś nachalny sprzedawca (a krąży ich tu kilku - więc jak jeden nic nie uzyska, to drugi o tym nie wie i też próbuje) usiłuje nam wcisnąć płyty CD z muzyką...rzekomo oryginały. Nic nie kupujemy - widokówka i kawusia (dorzucili czekoladkę a kawa była pyszna, więc polecam innym wędrowcom) w zupełności nam wystarczą.

Następny przystanek - Orłów Murowany na południe od Krasnego Stawu, do którego jednak nie zajeżdżamy.

Nieco błądzimy, żadna mapa nie jest w stanie oddać, chaosu jaki panuje w granicach administracyjnych małych miejscowości - tu to Orłów Drewniany - dalej jego kolonia, a Murowany jest tu i tam ale taj jak by zakręcał i diabli wiedzą co jeszcze

- Ruiny?
- owszem tam są w tamtym lasku
- a jak tam dojechać
- no widzi Pan to teren prywatny, tędy się nie da! (szmat wygniecionej traktorem dróżki...ale jak się nie da, to cóż...)
- a z drugiej strony?
- o tak, tamtędy można, tam jest dobry dojazd.

Dojazd dobry to może i jest ale tez prywatny i jakoś nie widać chęci do współpracy...

-A piechotą?
- a Piechotą, to tędy przez park (park, to taki mniej zdziczały skrawek lasu).

Przez park, to znaczy przebijanie się przez ścianę komarów, bez żadnej gwarancji że akurat ta ścieżka jest właściwa. Sam poszedł bym z ochotę, ale z dzieciakami?

Swoją drogą to kolejny przykład, a będzie ich więcej głupiej polityki miejscowych władz. ja rozumiem że takie ruiny to żadna wielka atrakcja turystyczna - ale zawsze coś. Bylismy mi, może będzie i ktoś inny - zatrzyma się porozgląda, zrobi zdjęcia, na odjezdnym może coś kupi w sklepie? Ile może kosztować drogowskaz? 100 złotych?
Nieopłacalna inwestycja?
A wzmiankowany wyżej Zawichost?

Trudno - pięknie tu - ale skoro to "droga prywatna" to nie będę jej naruszycielem...

Krasnystaw przecinamy tranzytem i już przy trasie do Chełma wreszcie spotykamy coś co można zwiedzić - ruiny zamku w Krupem.
Tuż przy drodze, opisane i z parkingiem, więc bez ryzyka że komuś kołami wygniotę kilka centymetrów kwadratowych lucerny.

Zamek zabezpieczony jako trwała ruina, tyle że mało udolnie - wewnętrzne skarpy i mury oporowe nie mogą mieć nic wspólnego z historycznym wyglądem. wyraźnie widać też działalność debili ze sprayami, ale na to niestety trudno jest zaradzić.


Zeszliśmy nad staw - ładnie tu i o dziwo komary nie stanowią udręki - albo więc woda jest dostatecznie zarybiona i wiele larw nie doczekuje postaci imago, albo ptaki i nietoperze kładą kres zbyt licznym dorosłym osobnikom, być może po prostu mamy szczęście...

Na środku stawu wielka plama grążeli żółtych

I coś co rozdygotana wyobraźnie może wziąć za kajmana.

I znów powrót na dziedzińce zamkowe - widok na basteję. Trudno teraz oceniać walory obronne zamku. Jedno wszakże jest pewne - tak duże powierzchniowo założenie, wymagało wielkiej liczby obrońców do obsadzenia stanowisk.

Co ciekawsze jak wiele jego pobratymców, obiekt ten nie został zniszczony w trakcie potopu szwedzkiego, spłoną dopiero 10 lat później - co chyba dowodzi iż powątpiewano w jego walory obronne.

Do dziś przetrwały tylko monumentalne mury, jako świadectwo, no cóż...możnowładczego szaleństwa. Wiele było przyczyn upadku Rzeczypospolitej: Liberum Veto, warcholstwo, wojny, zarazy w kraju i w Europie - ale mówcie co chcecie, chyba najbardziej do upadku przyczyniło się szaleństwo szlachty, środki zużyte na siedziby takie jak ta z powodzeniem mogły być zainwestowane w przetwórstwo produktów rolnych, w rzemiosło i drobny przemysł, który zaczynał wtedy raczkować na zachodzie - mieliśmy ogromną szansę...teraz ta szansa patrzy w niebo pustymi oczodołami okien.

Chełm - nasza baza. Tu będziemy nocować.
Dojazd stosunkowo prosty - wystarczył telefon do recepcji i powiedzieli jak dojechać. Wypakowujemy się i ...ale o tym dalej - póki co jedziemy na spacer.
jedziemy, bo do centrum spory szmat drogi.

W piątek późnym popołudniem nie ma tu problemów z zaparkowaniem. Stajemy tuz obok wejścia do podziemi po kopalniach gipsu - niestety nie zwiedzimy ich, mimo iż ochotę mam ogromną - godziny otwarcia są przedziwne. Pierwsze wejście o 11 ostatnie o 16 - czyli musielibyśmy z wielu rzeczy zrezygnować by załapać się na któreś. Żeby tak ktoś pomyślał i pierwsze wejście było o 9 lub jeszcze lepiej o 8 rano...ale komu by się chciało?

W drodze na ryneczek z daleka widzimy świadectwo prawosławia. Tych świadectw będzie tu więcej niż świadectw katolicyzmu.


A to już rynek i kolejna z malowniczych a mogących stanowić swoisty symbol regionu, studnia miejska z wielkim kołem.

Idziemy dalej, już z daleka jadąc widać górujące nad miastem wieże katedry, postanawiamy od niej właśnie rozpocząć zwiedzanie.

Katedra rzeczywiście góruje nad miastem.

Raczej prosta w formie, jednocześnie wydaje się szalenie lekka - wręcz uduchowiona, Wraz z całym kompleksem, czyli kurią , plebanią domem pielgrzyma itp - jest załóżeniem na wyraz funkcjonalnym w swoim sanktuaryjnym przeznaczeniu.

Dzwonnica - wieża widokowa - XIV stacja drogi krzyżowej i mauzoleum pomordowanych i poległych rodaków - wszystko w jednej budowli.

Ładnie tu

Tytułem wyjaśnienia, bo nie każdy o tych niuansach wie. Bazylika to zasadniczo obiekt trójnawowy, z nawami bocznymi niższymi od głównej, co daje możliwość zastosowania dodatkowego naświetlenia z okien i tyle - konstrukcja sięgająca tradycją jeszcze starożytnej Grecji, początkowo nie mająca żadnego charakteru sakralnego.
Z biegiem lat, gdy chrześcijaństwo wyszło z lasów, jaskiń i katakumb, obiekty halowe (bo taka jest istota bazylik) mogące pomieścić dużą liczbę wiernych stawały się koniecznością - a że wzorzec był szlachetny i starożytny, przeto w ten właśnie sposób zaczęto budować kościoły na ziemiach chrześcijańskich - szczyt doskonałości bazyliki osiągnęły za czasów gotyku.

Obecnie Kościół może podnieść do rangi bazyliki dane sanktuarium, jednakowoż nie czyni tego ze względu na jego bazylikowy charakter architektoniczny ale ze względu na jego ważność dla Kościoła. Pewnie dlatego że samo słowo "bazylika" brzmi dumnie...

I znów coś co wpiszemy w naszą zamkologiczną ścieżkę

Czyli nic innego jak zameczek, który kiedyś tu stał, a teraz na jego miejscu stoi kopiec a na kopcu krzyż.

A u podnóża rozciąga się cmentarz. Niegdyś była tu unicka katedra, niegdyś mieszkali tu Rusini - dziś te nagrobki świadczą o historii tego miejsca i .. niezbyt chlubnie świadczą też o jego obecnych gospodarzach.

Czy to tak trudno wysupłać trochę grosza i odrestaurować te nagrobki? Już pomijam ich zabytkową wartość...chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość.
I tylko nie mówcie mi że katedra nie ma na to pieniędzy...

Nawet sam Chrystus ze stacji drogi krzyżowej zdaje się nad cmentarzem dumać.

Chełmskie uliczki, wąskie, ładnie zabudowane, dostatnie...miło tu.

jak widać Chełm to miasto ludzi szczęśliwych, takich jak w bajce o koszuli szczęśliwego człowieka - aczkolwiek ten osobnik może wkrótce się unieszczęśliwić zważywszy dokąd zmierza ;-)
Tu też spotkać można świadectwa wiekowego pokojowego współistnienia na tych terenach społeczności żydowskiej. Byli tu setki lat, rzeczpospolita stanowiła melanż nacji i kultur porównywany tylko z USA i to bez konfliktów rasowych takich jakie doświadczają obecnie Francja czy Holandia...więc się wypchajcie koledzy oszołomy, wmawiający nam ze jesteśmy ciemni, ksenofobiczni i nienawiść do innych nacji wyssaliśmy z mlekiem matek!

Jest coś niezwykłego w klasztorach, nawet niekoniecznie katolickich, ten sam duch panuje w klasztorach prawosławnych czy...buddyjskich. Jak go oddać na zdjęciu? Nie wiem, może mistrzowie fotografii by umieli, najpewniej trzeba by spędzić za murami kilka tygodni, też nasycić się tym duchem, wtedy pewnie pojawił by się też na zdjęciach. Tak na chybcika to niemożliwe.

Deptaki

Wszędzie takie same, takie same ogródki piwne z logami piwnych marek, takich samych w całej Europie - piwosz czy w Chełmie, czy w Wiedniu czuje się tak samo...

To już zmierzch, mamy za sobą szmat drogi, czas na nocleg.

A teraz krótka dygresja czemu nam się nie śpieszyło.
Otóż Miejski Ośr0dek Sportu i Rekreacji w Chełmie, w którym zarezerwowaliśmy nocleg okazał się ... zapleczem amfiteatru (co samo w sobie stanowiło pewną atrakcję), brudnym, nieprzyjaznym, ordynarnie "przygotowanym" na przyjęcie gości, bez zaplecza bytowego niezbędnego dla rodziny z małym dzieckiem.
Bez czajnika, kuchenki (pozwolono nam korzystać z kuchenki służbowej) itp. standardowego w innych ośrodkach wyposażenia.

Wnętrza zionęły PRLem z kazdego zakamarka.


Poprawdzie ten widok z korytarza stanowił pewną rekompensatę, ale zdecydowanie niewystarczającą.

Światło w pokoju było i owszem, tyle że z wykręconym starterem i tylko jedna świetlówka, starter zdobyłem, świetlówki potrzebne nie były, nie lubimy rzęsistego światła - tyle że przy włączaniu światła głównego włączało się też światło pod prysznicem - kinkietów rzecz jasna nie było.

Konkludując - nie zachęcam i nie zniechęcam - jak ktoś lubi takie warunki i szuka niskiej ceny (stosunkowo) to mu przykro nie będzie, jeszcze parę lat w tył nie miał bym nic przeciwko - jeździłem sam, lub z żoną, mieliśmy swoją grzałkę i butlę z gazem tudzież komplet menażek - ale potem standardy się zmieniły i dziś takie warunki ja te to curiosum!
wszędzie w pokojach są czajniki bezprzewodowe i mały komplet niezbędnych naczyń - kubki, szklanki, talerzyki - to minimum.
Wyraźnie mówiliśmy że jedziemy z małymi dziećmi, powinni więc od razu poinformować że miejsce świetnie nadaje się na spędzenie kilku pijackich wieczorów ale z dziećmi to lepiej pobytu szukać w innym miejscu.

Jeśli więc kiedyś znajdziecie coś co się nazywa "Pokoje Gościnne MOSiR Chełm Kumowa Dolina" to...nie mówcie że nie ostrzegałem.

Ale wróćmy do rajdu.
Rankiem pobudka, kawa, jedzenie (umiemy sobie z żoną radzić w KAŻDYCH warunkach)
i w drogę, przed nami Lublin.

A zaraz za Chełmem - Stołpie

Przy samej wieży całkowity brak miejsca do zaparkowania, stajemy na przeciwko, na terenie Biblioteki (Biblioteki - celowo pisze z wielkiej litery) to miejsca szczególne, i jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać na ich terenie z niezrozumieniem - brama stoi otworem - idealne miejsce na postój.

Duch mniszki?

Wygód tu chyba nie było, jednak ówcześni ludzie, do wygód nie nawykli, za nic to mieli a więcej szczycili się nawet w jak wielkich niewygodach przychodzi im żyć.
Oburzamy się w naszych XXI wiecznych duszyczkach na barbarzyństwo tych czasów, pozwalające na więzienie ludzi w mokrych ciemnych lochach - ale czy ludzie wolni żyli wiele lepiej?

Przynajmniej na niedomiar komarów i związanej z tym rozrywki mieszkańcy narzekać nie mogli - swoją drogą tuż obok żyją ludzie i ... jakoś sobie radzą.
więc to pewnie ja syn ziemi na progu Karpat, wychowany z dala od cieków, oczek, stawów i wszelkich innych wylęgarni tej plagi nie potrafię się pogodzić z ich stałą bzyczącą obecnością.

Kilkadziesiąt kilometrów drogą nr 12 i w Piaskach odbijamy na północ.

Następny przystanek - nieoczekiwany prezent od losy czyli - Podzamcze !

Zasadniczo jest to pałacyk, bez wyraźnego stylu, raczej zlepek neoklasycyzmu z innymi stylami - trudno to nawet nazwać eklektyzmem - inna sprawa że bramy tu prowadzące to neogotyk. Całość najprawdopodobniej stoi na miejscu założenia zamkowego, na co wskazują istniejące do dziś fosy, oraz sama forma budynku, tudzież jego usytuowanie wobec traktu.

Ze tez ja nie jestem heraldykiem i owego herbu zrozumieć nie potrafię - nawet nie jestem pewien czy to herb korab czy też strzemię.

I jeszcze nieodłączna w takich miejscach kapliczka - kocham te kapliczki obok szlaków dworskich, dziś już wyasfaltowanych, nagrzanych znikczemniałych, ale kiedyś ocienionych lipami, platanami, klonami, o nawierzchni bitej...gościńce - jak sama nazwa wskazuje, miały do dworu przywieść gości.
Kogo przywiedzie asfaltowa szosa?
Buraka w BMW?
Biznesmena w Mercedesie?
czasami
Podróżnika w Skodzie ;-)


I znów na szlak, przed nami
Jakubowice Murowane.

wiele do oglądania tu nie ma, obiekt w remoncie, została pretensjonalna neogotycka brama.

Charakterystyczne są nazwy tutejszych miejscowości - wyraźnie wskazujące jakimi torami biegła kolonizacja tych terenów - powstawała miejscowość załóżmy Jakubowice, potem jej kolonie (Jakubowice Kolonia, potem w miarę unowocześniania rodziły się Jakubowice Murowane a jak zaczęło tu brakować miejsca pojawiała się miejscowość Jakubowice Majdan - czyli miejsce które dotychczas służyło głównie zwierzętom. Inaczej mówiąc w przeciwieństwie do Galicji tu osadnictwo przychodziło na tereny może nie tyle bezludne, co niezagospodarowane.

Widzicie ten kierunkowskaz na pierwszym zdjęciu?
To do Lublina trzeba jechać w druga strunę niż on pokazuje.
A jak już ten szlak wybierzecie, to macie okazję poznać to miasto od strony straszliwego zadupia.
Nie lubię wjazdów do miasta, niby jeszcze trasa, a już teren zabudowany ciągnący się kilometrami, nie wiadomo jak się zachowywać, na dodatek ciągły tam pośpiech, lubię centra z ich zwartą zabudową albo...peryferia właśnie.
Akurat ta trasa szalenie mi odpowiada - wyjeżdżamy w osiedlu domków jednorodzinnych (bardzo miłym) a potem już zaraz centrum, Kieruję się na instynkt (wpierw zasięgnąwszy języka).
Ostatecznie lądujemy w samym centrum przy ulicy Chopina!

Rany jak ja kocham taką architekturę, nie jest to może artyzm, ba nawet nieco w tym mieszczańskiej, filisterskiej nuty...ale ja w końcu nikim innym nie jestem jak mieszczaninem i filistrem - więc trudno by mi się to nie podobało.

A potem już spacer ulicami, nie za konkretnym celem, choć chcemy odwiedzić Uniwersytet Marii Skłodowskiej Curie - bo tam studiowała Marzena - ale tak by nacieszyć się atmosferą miasta, bez zakupów, wytyczonych tras, reżimu czasowego - chodzimy póki nas zmęczenie nie zmoże, potem na kawę i ... powrót do Chełma.

Cmentarz Ewangelicki tuż obok Sądu Okręgowego.

Z cmentarzami jest ciekawy problem...zasadniczo ich urok polega właśnie na patynie czyli...zniszczeniu. Świeżo odrestaurowane groby, nie budzą moich emocji, z drugiej strony trzeba je zachować dla przyszłych pokoleń, czyli jednak konserwacje są niezbędne. Myślę że należy ściśle przestrzegać granicy miedzy konserwacją a renowacją.

Wieniawską wracamy na Krakowskie Przedmieście i szukamy cienia w Parku Saskim

Ładny to park, choć zapuszczony, sprawia wrażenie laku na przedmieściach niż parku w centrum dużego miasta.
tak na moje oko najwyższy już czas by miasta zrezygnowały z funkcji "konserwatorów zieleni" (tym zajmą się ekolodzy) a powołały funkcję "ogrodników miejskich" - czyli ludzi którzy będą umieli wyeksponować zieleń, opisać ją, tak aby stała się atrakcją nie tylko przez dawanie cienia i miejsca do spaceru.
I wcale nie myślę tu o kiczowatych gazonach i rabatkach.

Strefa Uniwersytecka.
Wpierw KUL - potem UMCS.

Piękny jest ten KUL, nie dziwię się że w takiej atmosferze rodzą sie niebanalne myśli.

A w takiej atmosferze przyszło nam zwiedzać Lublin

Z UMCSu tylko tyle, "Antek" "zaplątany" w antenę.

Na powrocie zawadziliśmy jeszcze o Pizzerię w Domu Aktora, u zbiegun Radziszewskiego i Al. Racławickich - pyszna piza - polecam gorąco i obsługa OK.

I znów na Krakowskim Przedmieściu
Ależ mnie te sądy przesladują - to taki mój mały konik, odkąd ożeniłem się z prawniczką ;-)

I kolejny cykl zdjęć - czyli Marzenka i wielkie hotele...kiedyś może będzie nas stać by w takich się zatrzymywać.

I marszałek strzegący kresów, które kiedyś żadnymi kresami nie były - Lublin był samym sercem Rzeczypospolitej!

Takiego deptaku to nawet w Wiedniu nie mają!
Supernowoczesność wokół a klimat średniowiecza i to tego...bajkowego.

Brama Krakowska.

To już wewnątrz dawnych murów miejskich - Brama Krakowska "od środka"

Wielu wybitnych pochodzi z Lublina.

I znów coś dla konesera architektury jurydycznej (wiem że oficjalnie nie ma czegoś takiego, ale jednak budynki sądowe, mają w sobie coś co odróżnia je od innych)

Sprytne...takie dosłowne wpisanie nowoczesności w stylizowany na hebrajski klimat.

Bramy...bramy to osobna historia!
Skąd wzięła się nazwa "sklep" - właśnie stąd....ze sklepienia nad bramami - bo to w nich drzewiej kwitł handel!
Brama to droga do wewnątrz, to schronienie, tajemnica i czasami...obietnica.
Brama to azyl dla zakochanych i dla...pijaczków.
To także miejsce "pracy" prostytutek i złodziei.
Trudno nie fascynować się bramami.

Widać że i Lublin miał swoich burzymurków.

Na Lubelski zamek się wybieramy, myślę że to niezły punkt startowy.

Jak ja lubię takie miejsca. W Tarnowie tez mamy resztki dawnych murów miejskich, i wcale nie mniej urocze, ale te tu są w nieporównanie lepszym stanie i .. żyją.

Schody, to także mało doceniany element miejskiej architektury, który daje jednak niewiarygodne możliwości aranżacji, stwarza klimat oraz wypełnia miejska przestrzeń.
W dobie rozpanoszonych samochodów, trudno jest jednak przekonać urzędasów (urzędas i bez tego jest pożałowania godnym przykładem rozkładu wyobraźni), że od niwelacji różnic poziomów lepsze są schody a jeśli gdzieś nie da się dojechać autem to...tym lepiej!

Zamek stanął przed nami otworem - on ogólnie stoi otworem przed wszystkimi. Walory obronne stracił chyba już wieki temu, wraz z przebudową wnętrza która zamieniła dawne kurtyny w ściany wewnętrznych budynków. Dziś już tylko bardzo wprawne oko dostrzeże relikty umocnień ziemnych.
Było to przed laty założenie typu Palazzo in fortezza, choć pewnie nie na taką skalę jak Łańcut czy Krzyżtopór.

Kanonierzy w akcji

No to niech sobie postrzelają, a my się przespacerujemy dziedzińcem, nie zwiedzamy wnętrz, dochodząc do wniosku, że i tak osiągnęliśmy już pewien przesyt wrażeń na dziś.

jako żywo w Czechach tak urokliwych piwniczek nie widziałem...

Lublin uczynił sobie z tego Sgraffito wizytówkę, szkoda że nie zadbał o otoczenie.



Coś dla tych którzy uznają Niemców za naród "ofiar" II Wojny Światowej a Stauffenberga za bohatera.
Zaiste całe komanda bohaterskich nadludzi którzy z pogardą śmierci (czyjeś) walczyli z .. żydowskimi dziećmi!

Czy można nie zakochać się w takich miejscach?

i w takich restauracjach?

Zdaje się że Panowie Szlachta całkiem podobnie myślą.

"proszę szanownej wycieczki"...nie wiedzieć czemu, ale mi to się kojarzy z przepędem owiec.
pewnie wysłuchali więcej, niż ja wyczytałem tablic i murów...ale czy mają czas na refleksję, skoro już trzeba iść w inne miejsce, bo program napięty?

Wychowywanie w trzeźwości.
Jest stosowna ustawa, mnóstwo samorządów podejmuje w oparciu o nią uchwały z których wynika niezbicie że ogródki piwne, czy knajpki nie mogą powstawać bliżej niż np 100 metrów od kościoła.
Tymczasem my siedzimy w ogródku piwnym, sączymy...kawę a do sanktuarium jest może 20 metrów, tyle ile szerokości ulicy.
I nie sądzę żeby z tego powodu sanktuarium stało się miejscem mniej świętym (tym bardziej że ludzie częściej zaglądają tam niż pod parasole).
Nie lubię cwaniactwa, takiego które każe pożal się boże "ludziom interesu" naginać przepisy prawa do swoich zamierzeń, lub odpowiednia łapówką likwidować te bariery, ale jeszcze bardziej nie lubię prawa które powstaje aby ktoś miał satysfakcję lub uspokoił sobie sumienie.

Cała ta ustawa o wychowaniu w trzeźwości et cetera nie jest warta papieru na którym ją wydrukowano.
Odkąd obowiązuje, żadnego problemu alkoholowego nie rozwiązała i ...nie rozwiąże. Pic na wodę i hipokryzja.

Dość tych myśli, kawa jest przepyszna, chłopcy dostali lody (także pierwsza klasa) - już powoli wracamy.


Opoka Wolnego Słowa - świetny pomysł - świetne wykonanie...pogratulować.

Tradycyjna kartka do nas samych (doszła stosunkowo szybko)

I znów mieszczańska zabudowa...ciekawe że dziś się już tak nie buduje. Zmiana mody czy może pauperyzacja mieszczaństwa? Owszem powstają kamienice i bogate apartamentowce, ale gdzie im do tych na zdjęciach.

I znów pod sądem i to na luzaka - przyda się zmęczonym nogom chwilka wytchnienia.

memento...

Wyjeżdżamy z Lublina, tak ustalam trasę by na kilka minut zatrzymać się przy drutach Majdanka NIEMIECKIEGO obozu koncentracyjnego - to brednia z tymi "nazistowskimi" obozami - bo ten nazizm to nic innego jak socjalizm z niemiecką gębą - żaden inny naród nie był w stanie wytworzyć w sobie takiej dewiacji narodowej. Polacy, Anglicy, Czesi, Holendrzy, Francuzi itp. mieli wtedy fioła na punkcie narodu - ale tylko Niemcy przekształcili to w ideologię masowego mordu. Tylko Niemcy mogli wpaść na pomysł że są "nadludźmi".

Dziś usiłuje się rozbić ich winę na inne nacje, że Polacy, Ukraińcy, Francuzi...
Dziś robią z siebie ofiary, bo: Drezno, Gustloff, przesiedlenia...
Dziś pozują na bohaterów jednym tchem wymieniając Schindlera, Stauffenberga i Sophie Scholl...

Nie dajmy się zwariować.
Polscy narodowcy zamiast gazować żydów stworzyli Żegotę (Zofia Kossak - Szczucka) i oddali życie za innego człowieka nie patrząc na jego nację (Kolbe).
Ukraińcy od stuleci walczyli o własne państwo i byli okrutni - ale to okrucieństwo nigdy nie przybrało przemysłowego oblicza, nigdy tez nie uznawali się za "nadludzi".
Francuzi wykorzystali sytuacje by pozbyć się konkurencji - pewnie byli zbyt głupi by rozumieć co czynią wydając żydów w ręce Niemieckie.

Drezno - kto zaczął wojną totalną i bombardowania cywilów?
Gustloff - kto palił Rosyjskie wsie wraz z mieszkańcami?
Przesiedlenia - kto pozbawił domów miliony ludzi?
Ale PAMIĘTAJMY - żaden z tych aktów NIE BYŁ CELOWĄ ZEMSTĄ!

Schindler - mały geszefciarz, który robił interesy za III rzeszy bo miał dobre układy z ówczesną władzą, brał zlecenia, miał dosyłanych niewolników...był na tyle cwany że w porę zorientował się o klęsce Hitlera i jego systemu, stąd nagła zmiana frontu. Po wojnie mimo pomocy "ocalonych" nie radził sobie w życiu i skończył nader marnie.

Stauffenberg - nadczłowiek który zorientował się że Hitler to dupek, który idzie na dno i ciągnie za sobą innych. O inteligencji tego nadczłowieka świadczy fakt że zorientował się w walorach militarnych Hitlera dopiero po serii spektakularnych klęsk, o jego humanistycznych przekonaniach świadczą wypowiedzi o Polakach i Żydach "Ludność to niesłychany motłoch, tak wiele Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych".
Zauważmy też że ten światły Europejczyk nie był nazistą, był zwykłym Prusakiem.

Sophie Scholl - nastolatka, bez rozsądku i wiedzy co robi. Sama konkretnie nie wiedział przeciwko czemu protestuje. Kara która ją spotkała świadczy o małej dozie rozumu wśród ówczesnych nazistów - wystarczyło panienkę wydać za mąż i wnet by jej przeszło. Jak wiadomo niemiecka Frau ma trzy życiowe pasje: Kinder, Kuche & Kirche.

I to wszystko - cholernie mało jak na wielki europejski naród...Jest jeszcze ktoś - Otto Schimek, pochowany niedaleko Tarnowa - ale jego Niemcy nie czczą, bo on zbuntował się naprawdę, na serio odmówił strzelania do bezbronnych...prawdziwy Niemiec tak nie postępuje - rozkaz to rozkaz - uwalniałby od wszelkiego myślenia gdyby...miał od czego uwalniać.

Wracamy na nocleg. Zmęczeni zadowoleni - mało nam tego Lublina, ale nam zawsze jest wszystkiego mało.

Rankiem pobudka, formalności, solidny posiłek i w drogę, przed nami Zamość i jeszcze klika miejsc po drodze.

Sielec.
Maleńka miejscowość zagubiona gdzieś przy szosie.
Parkujemy przy bramie parkowej - gdzieś tam jest zameczek, ale nie wchodzimy, teren wydaje się zamieszkany, a jest niedzielny wczesny poranek - najście o tej porze na pewno nie spotkało by się z dobrym przyjęciem.


Nadeszła chwila na błądzenie, według mapy w pobliżu są dwa kurhany w Deptułyczach Królewskich i na granicy Leśniowic i Rakołupów...na mapie są a w terenie?
A w terenie znalezienie ich z drogi jest praktycznie niemożliwe - nawet nie ma się kogo zapytać, bo drogi o tej porze wymarłe. Gdybym miał dobrą topograficzną mapę, plus kompas, plus mnóstwo czasu to bym znalazł na azymut - a tak...daję sobie spokój.
Ale to w Polsce drażniące, gdzieś tam na świecie, byle co, opisują, znakują, reklamują jako atrakcję turystyczna a u nas?
Przecież takie kurhany, to także nie w kij dmuchał - gminie opłaciło by się postawić kilka znaków, zrobić podjazd.
Brak gospodarskiego myślenia?
Niechlujstwo?
Po drodze jeszcze chcieliśmy zobaczyć relikty zamków w Uchaniach i Grabowcu, ze skutkiem jak wyżej.

Wjeżdżamy do Zamościa, parkuję samochód na obszernym parkingu tuż obok parku. Postanawiamy nieco wypocząć w cieniu nim wybierzemy się na zwiedzanie miasta.
Dziesiątki kilometrów w palących promieniach słońca, zrobiło swoje.

Park wita nas parką Dzięciołów Średnich i...tak sympatycznie będzie już do końca naszej wizyty.


W Zamościu na terenie i wokół trwają szeroko zakrojone prace, odkopuje się zabytkowe fragmenty obwarowań, odnawia i odbudowuje (niestety - nie lubię odbudowanych obiektów, wolę zachowane w formie trwałej ruiny).
Hetman Zamojski - facet z "mojej bajki" dobry gospodarz, świetny żołnierz, charyzmatyczny przywódca. Brak nam dzisiaj takich.
Małe skarlałe duchem chłopaczki, siłą wydarte z piaskownicy i boiska do "nogi", poświęcające czas i co gorsza nasze pieniądze, na robienie na złość przeciwnikom, niewahające się rozpętać narodowej histerii byle tylko szybciej dorwać się do władzy, niegardzące kłamstwem, oszczerstwem i zwykłą głupotą...
Kto zawinił? Historia? Pewnie też, bo ci o klasie Zamojskiego zostali zamordowani przez Niemców i Komunistów (komunizm w przeciwieństwie do innej lewicowej ideologii - nazizmu, zakładał internacjonalizm, zatem tylko Ruskich obciążyć się Katyniem nie da - tak samo są winni wszyscy lewacy świata).
Ale czy tylko historia?
Czy nie zawiniła tu chora mentalność barokowej szlachty?
Tych peanów do obcych, tej zgody na przyzywanie innostrańców jako sędziów naszych domowych sporów?
To pokutuje do dziś. Stąd ślepa, kretyńska wiara że "przyjdzie Unia i zaprowadzi nam, nowe, lepsze standardy" itp. Przyszła i nie zaprowadziła...


A to już osoba zupełnie nie z mojej bajki. Wybitna - to nie ulega wątpliwości...
Róża Luksemburg to tzw. "dobry czerwony". "dobry Czerwony" tym się różni od innych czerwonych (czyli złych) że nie dane mu było dorwać się do władzy - zazwyczaj z powodu śmierci (zazwyczaj zadanej z ręki innego lewicowca)...taka komunistyczna tradycja.
Luksemburg zginęła z rąk Freikorpsu (ludzie z niego się wywodzący masowo poparli innego lewicowca - Adolfa Hitlera)
Do wyjątków należą Trocki i Guevara - mieli władzę, narobili draństw a i tak są postrzegani jako "dobry czerwony". Trocki pewnie dlatego iż padł z ręki siepacza nasłanego przez Stalina. A Guevara?...Diabli wiedzą czemu...Pewnie temu że jako unikat nie zginął z rak innych "dobrych czerwonych".



Arkady, portale, kamieniarka, sztukateria, podcienia, trakty spacerowe - jak tu nie zakochać się w takim mieście? Mógł bym tu spacerować godzinami, w przeciwieństwie do "szerokich alei", którymi "niosą szczęście zakochani" - tak się składa że zakochani niosą szczęście w każdych warunkach - taki już ich urok, a miasta powinno budować się dla ludzi nie dla samochodów.
Wysoko zaszliśmy

A tu to jakaś zamościańska panienka z okienka pomieszkuje zapewne.

Mnóstwo pracy by wykonać - mnóstwo by odrestaurować i mnóstwo by konserwować - ale warto.
Przez chwile odniosłem wrażenie że przeniosło mnie do bajki Disneya, że za moment wypadną na ten podworzec postacie z jego bajek Esmeralda albo Bella...


A potem kawusia

Dobra kawusia

I ładnie podana

I znów ta kamieniarka - rany jak ja to lubię.

Święty Kazimierz

Siedziba Zamojskiej Straży Miejskiej - nawet ta niespecjalnie pozytywnie słynąca w kraju formacja, tu jest jakaś inna...

To już nasze ostatnie zaułki w Zamościu

A na koniec patron - też już niedługo będziemy mieszkali przy ulicy Zamenhofa.

Ostatnie spojrzenia i zdążamy na parking.
W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi w trzcinie.

W Szczebrzeszynie szukaliśmy ruin zamku, znaleźliśmy chrząszcza (w zasadzie to szarańczak albo pasikonik - które aczkolwiek często mylone, na pewno chrząszczami nie są), trudno teraz orzec czy to Brzechwa pomylił owady, czy też prof. Zygmunt Jarmuła źle odczytał intencje poety...
Ruiny są gdzieś tam nad nim, bo stoi u podnóża Góry Zamkowej - ale zaczęło lać jak z cebra.

Wracamy.

Następne kilometry trasy to nieustanny potop wody z nieba - wycieraczki kiwają się na najwyższym biegu a i tak odgarnianie wody z szyby jest niewystarczające.
Jedziemy jednak na południowy zachód, dzięki czemu udaje nam się wymsknąć spod skrzydła frontu burzowego.
Z deszczu pod rynnę.
Po prawdzie już nie pada, świeci słońce tylko...
Tylko że nasi drogowcy rozmontowali praktycznie 100% długości "czwórki" od Rzeszowa do Tarnowa - więc odcinek który powinienem zrobić w godzinę - pokonuję z bólem w blisko dwie...i to w niedzielę popołudniu.
Chwała niech będzie naszym drogowcom.

I to już koniec.
Łącznie zrobiliśmy 810 km. Na mapce gdzie oznaczamy odwiedzone przez nas zamki przybyło kolejnych znaczków, przybyło kartek które do siebie wysłaliśmy (choć ta z Chełma - jeszcze nie dotarła) - przede wszystkim przybyło wrażeń, doświadczeń, wiedzy...mam nadzieję że mądrości.

7 comments:

przemijanie said...

Pięknie poskręcane drzewo z parku w Lublinie.
W każdym mieście jest Krakowskie Przedmieście? ;-)
Ładnie Pani na cymbałach grała? :-)
Zdjęcie z Kanonierami jest fantastyczne. I jeszcze ta butelka z cumlem podkreślająca powagę sytuacji :-)
Jejku dałeś fotę tej najwęższej uliczki.
Zgadzam się całkowicie, że ustawa o wychowaniu w trzeźwości jest chora, wkurza mnie, że ktoś arbitralnie określił, w jakiej odległości od kościoła wolno mi wypić lampkę wina do obiadu.
Kapitalne huśtawki, chociaż wydają się trochę niestabilne, zwłaszcza nad ul. Hipoteczną.
Spryciule dzięcioły w cieniu sobie siedziały.
Do Zamoyskiego mam tylko jedną pretensję, o to, że nie chciał zostać królem Rzyczypospolitej.
Ernesto Rafael Guevara De la Serna "Che Guevara" był po prostu przystojny, a to nie jest czynnik bez znaczenia, gadżety by się nie sprzedawały gdyby wizerunek był inny.

Z prawdziwą przyjemnością, też przy pysznej kawie, było prześledzenie tak pięknej trasy Waszym tropem. Pozdrawiam słonecznie :-)

makroman said...

Fajnie że zaglądnęłaś, nie powiem pożyteczna była to wycieczka.
Nie wiem czy w każdym - w Tarnowie jest "nowy świat" ale "Krakowskiego przedmieścia" nie ma

Deu said...

Bardzo ładnie

Kilku miejsc nie znam, choć się tłukę po tych okolicach od jakichś lat paru. Jeden błąd - Krasnystaw - Krasnystawu - jakoś tak gadają w tamtej okolicy

Rado said...

,,wodowskaz" - pamiętny skecz o ,,jakże ciekawym zawodzie wodowskaza" (kto to był?)

Krasnystaw - zaglądało się na ,,Chmielaki" :)

Chełm - wciąż nieodkryty, a warto. W okolicach interesująca, nadgraniczna Włodawa (jakże tam pięknie zaciągają) i pojezierze łęczyńsko - włodawskie (torfowiska, falujące, pływająca warstwa zielonego pod nogami, żółwie błotne i rzekotka ziemna).

Lublin - wiadomo. U mnie też o nim sporo. ,,Krakowskie" to klasa. Stare miasto - moje ulubione, szczególnie piękne nocą. ,,Mój" hotel (biznesowo rzecz jasna) to Europa. ,,Grand" choć wystawniejszy ma mikroskopijny parking - na 5 samochodów.

Zamość - wiadomo. Pisałem o nim i bywam dość często. Dziadek mieszkał na Grodzkiej.

Warto było zajechać do Zwierzyńca (nazwa nieprzypadkowa). Ciekawa historia, architektura (min. browar) i ostoja konika polskiego, najbliszego krewniaka tarpana.

Świetny rajd. To lubię :)

Rado said...

(oczywiście na ,,Greckiej" mieszkał dziadek)

ikroopka said...

Nie da rady za jednym zamachem tego oglądnąć, a co dopiero skomentować, muszę rozłożyć na raty.
Imponująca wycieczka!
Miło poznać Rodzinkę;)

makroman said...

Miło że zaglądnęłaś