Wednesday, November 12, 2014

Z wizytą do Kazimierza - part1 - Wojciechów

Tereny cokolwiek bliskie, przynajmniej w mym skromnym odczuciu, klimatom Rancza - znaczy się jest generalnie OK tyle że do metropolii daleko (mnie to nie peszy, ale dla miejscowych, zwłaszcza młodych z ambicjami to już nie tak fajnie). Teren zadbany - nie żadna "Polska B czy C" jak to sobie lubią mniemać bronami wyczesane ze ścierniska buraki z typu "młody, wykształcony z dużego miasta", ale urokliwa mała miejscowość gdzieś przy szosie. Ja serdecznie polecam!

Czasu mieliśmy pod dostatkiem - CHŁOPCY NA KOLONIACH !!!! Normalnie młoda para w podróży poślubnej... Sprośne żarty, nieskromne obietnice... bez czułych uszu latorośli... ach co za jazda.
Lokum w Kazimierzu zabukowane, ogólne plany poczynione... reszta na żywioł.

Więc pora "zrobić" kolejną garść zamków w Polsce - z ogólnej liczby 300 zabytków (relikty, ruiny, obiekty przebudowane, obiekty całe i wreszcie muzea) jesteśmy już poza połową, ale do końca wciąż nam sporo brakuje.Tak układamy trasę, aby objechać ich jak najwięcej, niestety zgodnie z tym co podaje Leksykon Zamków w Polsce (wybitnie miarodajne źródło - polecam, chociaż drogi jak diabli), wiele z tych miejsc to strata czasu - kiedyś coś tam było, a potem... "no wicie panie, Wiesiek tyn od Pytlowej tej co o lasce łazi, no to un nie wiedzioł i zaoroł panie". Ale niemniej jednak coś zostało!

Po drodze do zamku mijamy  kuźnie Romana Czernieca

Zdjęcie ze strony  http://www.wojciechow.pl/146-al-ciekawe-miejsca.html - stamtąd także opis wieży.

Wojciechów kowalami stoi.

 Ten fragment murów wita nas od samej drogi - nie sposób nie trafić. A swoja droga - widzicie te strzelnice... a przed nimi musieli przedefilować wszyscy odwiedzający właścicieli zamku... Niby w przyjaznych zamiarach.. ale dreszcz pewnie niejednemu po krzyżach ciarkami mrówczył...

 
 
Sama wieża została wybudowana w latach 1520-1530, jest jedynym na Lubelszczyźnie przykładem tego typu budowli gotycko renesansowej. 

Początkowo była rezydencją właścicieli Wojciechowa.
W latach 1550-1598 znalazł w niej swoją siedzibę zbór kalwiński. (Jak słyszę durniów pieprzących bez sensu o "polskiej nietolerancji" to mnie cholera bierze - w którym innym państwie mogły działać zbiory lub kościoły innowierców w sposób praktycznie w pełni legalny, nie w kazamatach, czy katakumbach, ale w zamkach, kamienicach i własnych posiadłościach?)


W pocz. XVII w. kolejny właściciel Wojciechowa Paweł Orzechowski herbu Rogala wybudował na północ od wieży wygodny pałac, od tej pory wieża została przeznaczona na spichlerz - a swoją drogą, musiała być solidnie i mądzre wybudowana, bo gdyby "trzymała wilgoć" to nikt by w niej spichlerza nie urządzał.







W 1910 roku kolejni właściciele ; Natalia i Józef Popławscy przekazali zniszczoną wieżę Towarzystwu Opieki nad Zabytkami Przeszłości, które już w 1911 roku przystąpiło do jej odbudowy.

 
 Myśmy też na remont trafili...

Prace kierowane przez Jana Koszczyc - Witkiewicza przerwała wojna. Powtórną próbę odbudowy spotkał ten sam los w 1939 roku. Dopiero w 1972 ponownie przystąpiono do gruntownego remontu. Tym razem udało się to bez przeszkód i po trzech latach swoją siedzibę znalazł tu Gminny Ośrodek Kultury. Obecnie mieści się tu również Muzeum Kowalstwa, Wojciechowskie Muzeum Regionalne, Gminna Biblioteka Publiczna oraz Stowarzyszenie Kowali Polskich.

I oczywiście nieodzowna replika narzędzia tortur - w/g mniemania współczesnych w średniowieczu albo się katowano, albo głodzono w lochach, ewentualnie rozwalano sobie łby toporami i mieczami - no powiedzcie sami czy nie tak jest w muzeach, ekspozycjach i na piknikach rycerskich - tymczasem o życiu ówczesnym mało kto wie cokolwiek. Nie wierzycie? No to pytanie - za prawidłową odpowiedź stawiam kawę, herbatę tarninówkę lub piwo - czym podcierano się w średniowieczu?
 
 Na koniec zamkowy majdan, okolony niskimi już teraz wałami, sprawuje rolę placu przed sceną, miejsca spacerowego, na moje oko w sam raz na piknik rycerski... no tak żeby ludzie o tych bach zakutych toporem rozprutych nie zapomnieli...

I dalej w drogę.









5 comments:

gwiezdna said...

liściem kapusty albo chrzanu :D

makroman said...

W lecie być może, a zimą, jesienią i wczesna wiosną?

gwiezdna said...

pakułami? bo nie myślę, że gałązką świerku

Mad said...

Ja słyszałam coś o konopiach... ;)
A z tymi zamkami tak już jest, niestety - jedziesz, a tam kopiec z cegieł i tablica pamiątkowa. Nas chyba najbardziej jak dotąd "urzekł" zamek w Wenecji - tej koło Żnina, ale wielu jeszcze nie widzieliśmy, więc wstrzymam się z końcowym rankingiem.

makroman said...

Całkiem w drugą stronę kombinujecie dziewczyny ;-)
Aczkolwiek ta gałązka świerku brzmi fajnie ;-)

Mad - jak jest kopka cegieł i tablica to jest już nie mało - gorzej jak nie ma nic, albo jeszcze gorzej gdy jest coś i jakiś "właściciel" właśnie dokonał "remontu" lub "odbudowy" zamku. Teren przy okazji ogrodził, zasiekł, psy wypuścił (dobrze jeśli wyprowadza je jakiś czworonóg, to jest przynajmniej ktoś kto myśli w tym zespole) i dostępu broni.

A propos pytania - Rzymianie używali do tego celu gładzonych kawałeczków ceramiki (mylnie pierwotnie branych za kamyki do gier towarzyskich ;-P )a w zamkach nie znajdujemy niczego takiego.