Friday, December 16, 2016

Literacko - Skalno - Sakralny szlak Ziemi Krośnieńskiej część I - Żarnowiec.

Jakie są pożytki z posiadania teściowej?
Rozliczne, a jednym z nich jest to że można np. odwiedzić ją w sanatorium, zwłaszcza gdy ma się taką teściową jak moja, czy biegunowe zaprzeczenie stereotypowego archetypu teściowej. Bo moja to i wypije i zapali i po górach jak kozica biegać potrafi...
Spokojnie to nie wazelina,  Teściowa komputerów unika, a do Internetu nie zagląda, więc to nie lizusostwo, bo nigdy tych słów nie przeczyta.

Program rajdu był jednodniowy ale nazbierało się tyle materiału że cztery posty mi z tego wyjdą jak nic, a i tak przebierać zdjęcia musiałem.

Tak więc Teściowa pojechała sobie do sanatorium, a my do niej w odwiedziny. Ponieważ Mama na tyłku siedzieć nie lubi, a dowiedziała się że w okolicach są ciekawe miejsca, od razu zaproponowała wypad. Tylko pyta czy wiem gdzie to jest? No jasne że wiem! Byłem już tam, ale zawsze chętnie wrócę. Nie kryje lekkiego zawodu, miała nadzieję że mnie czymś zaskoczy... choć, całkiem się jej to uda, ale to opowieść na ostatnią część.

Po drodze ustawiam sobie nawigację tak by prowadziła najkrótszą trasą - a to znaczy na przełaj przez dróżki wiejskie, sielskie i żwirowe - sam bym się tam samochodem nie wybrał, ale skoro nawigacja tak prowadzi - to pozostaje cieszyć się widokiem za oknem, w sumie trasa Pilzno - Jasło - Krosno - jest oklepana... co z tego że szybsza?

Wkrótce jesteśmy na miejscu, zabieramy Mamę i ruszamy do punktu pierwszego naszego rajdu czyli do Żarnowca.

Doświadczeni i oczytani już wiedzą że naszym celem jest Muzeum Marii Konopnickiej. Rzecz jasna w okolicy jest jeszcze multum innych ciekawostek - ale musimy dokonać selekcji. Akurat to muzeum będzie ładnym zwieńczeniem sezonu rajdów po świętokrzyskich szlakach literackich (Ciekoty - Oblęgorek) oraz (Nagłowice - Wiślica).

No tak zapominałem napisać ze mama kuruje się w Iwoniczu Zdroju, który sam w sobie jest ciekawy. Ale o nim nie tym razem. 


Szybko docieramy na miejsce, ale niestety - mamy opcje zobaczyć z zewnątrz albo poczekać na zorganizowaną grupę i się podłączyć, bo indywidualnych zwiedzań nie ma - w sumie nawet to rozumiem, bibelociarnia niesamowita - dość szybko mogły by te czy inne drobiazgi zacząć ginąć. Z drugiej strony jak już weszliśmy, to był taki tłum, że spokojnie bym im wyniósł 20% drobiazgów i nikt by się nie zorientował... Ponieważ zakładam iż nie jestem jedynym któremu taka myśl do głowy zaświtała, należy głęboko rozważyć (to uwaga do władz przybytku muzealnego) czy rzeczywiście takie ograniczenie mam sens, skoro nie ma tam plagi złodziejstwa? Może nauczyliśmy się szanować dorobek i spuściznę i widzieć w nich więcej niż możliwą do wynegocjowania cenę na bazarze?
 



 Tak czy siak, czekać musimy, bo warto ekspozycje zobaczyć, tym bardziej że wkrótce ma przyjechać wycieczka jakiegoś koła PTTK i z DPS'u.


 W oczekiwaniu kręcimy się po parku, co i raz odnajdując ciekawostki - dam sobie głowę uciąć, że jak byłem tu w podstawówce to tej tablicy nie było jeszcze... Choć szczerze mówiąc, głowa to marny zastaw, a i z samego pobytu pamiętam gonitwy po parku... głównie... w zasadzie wyłącznie...
taki jest sens "edukacyjnych" wycieczek szkolnych!


Koniec września jeszcze mieliśmy w kraju piękny - liczyłem w skrytości ducha, że powtórzy się jesień z ubiegłego roku - wszyscy wiemy jak ta jesień wyglądała, no ale ja wtedy tego nie wiedziałem i snułem plany jesiennych wypadów. 
 

 W sumie to Konopnickiej specjalną estymą nie darzę, jest wielce prawdopodobne, że do rozlicznych jej wad, należy dodać także branie pieniędzy od Rosjan za propagandową robotę wymierzoną w Niemców. 

To taki odwieczny rytuał dyplomatyczny - oficjalnie uśmiechy, a nieoficjalnie kopanie się po kostkach - Moskwa w jakimś tam stopniu "sponsorowała" powstanie "Roty" czy ... "Krzyżaków", Wiedeń zawzięcie" zwalczał" Powstańców Styczniowych - no przecież grupa mężczyzn, w lesie z bronią, przy granicy, to zapewne myśliwi byli a nie powstańcy, tymczasem Cesarz szukał powstańców i to szukał ich nawet w Budapeszcie... no taki sumienny był! I solennie mógł zapewnić swojego Carskiego "brata" że mimo wszelkich dołożonych starań itd... itp... 
Zaś Prusacy postanowili, z racji na "lotność wrodzoną" nie mając czym się zrewanżować, świecić w oczy bogactwem i straszyć bagnetami - do dziś zresztą tak są postrzegani  

 W końcu wpuszczono nas na pokoje - ale tylko do służbówki, bo na salony samej Konopnickiej musieliśmy jeszcze ciut poczekać.


W holu Nepomuk 
 
 Głębiej bibeloty, przybory piśmiennicze

 Przenośne sekretarzyko papeterie...


książki w różnych tłumaczeniach.
 

Galerie sztychów i szkiców. 
ot klasyczna ekspozycja muzealna, zatrzymana w połowie ubiegłego wieku...
Tak wiem złośliwy jestem... muzea to w sumie kwintesencja trwania... więc trwają...
choć są tacy "bezbożnicy" którzy wołają 
"evolve or die!"   

A potem znów w plener, by poczekać aż zacznie się główna część zwiedzania, czyli sam dworek.



 I wreszcie doczekaliśmy się, podzielono nas na dwie grupy, panie przewodniczki, ustaliły marszruty - jedni zwiedzają od początku do końca, a drudzy od końca do początku, a jak się spotkają to przemieszczać się mają ruchem krzyżowo wymijającym.  


 Co jak co, ale zamknąć się na kilka nocy z takim księgozbiorem to bym chciał...


 Przewodniczka odtwarza wyuczoną lekcję i ciemiężeniu, zaborach, konieczności ukrywania się z patriotyzmem itp. Milczeniem zbywa moje zapytanie: czemuż to Konopnicka wybrała pobyt w zamordystycznym zaborze austriackim, skoro mogła pozostać w moskiewskim, czy aby nie dlatego że tam "murzyn zrobił swoje murzyn może odejść" a tu nic złego jej nie groziło? 
W sumie to niby co miała by mi odpowiedzieć? Zapewne tekst który nam wygłasza powstał jeszcze za czasów PRL i do dziś nic się w nim nie zmieniło...   


Wędrujemy sobie tak przez pokoje, już nawet przestałem robić zdjęcia, bo tłumy takie że aparatu nie ma jak wyjąć, a największą część uwagi i tak trzeba poświęcić temu by nie strącić czegoś plecakiem, ramieniem lub głową...

Jakiś starszy pan na słowa o uczestnictwie w demonstracjach patriotycznych rzuca hasłem "to tak samo jak dziś KOD", ale spotyka się z powszechnym olaniem i już tylko mamrocze coś pod nosem.

Wykorzystuję  fakt że przewodniczka jest już w innym pomieszczeniu i całkiem jej nie słychać, zaczynam swoją opowieść o Konopnickiej jakiej nie znacie. O jej romansach, prawdopodobnych fascynacjach lesbijskich i życiu prywatnym tak odległym od ubrązowionego popiersia jak tylko życie może być odległe od spiżu.  Zainteresowanie wzbudzam nie tylko u żony i teściowej, a muszę dbać o język, boć przecież i Miłosz, latorośl młoda i z duszyczką niespaczoną grzechami dorosłości, kręci się w pobliżu i nasłuchuje, ale też u kilku innych osób dla których moje słowa nie są być może nowością, ale sami by się nie odważyli powiedzieć ich na głos i to w takim miejscu... 

Koniec końców, jeszcze tylko wpisy do księgi pamiątkowej i wychodzimy na zewnątrz. 

Ostatnia rundka po parku  
 



Oddanie pokłonu spiżowi -  i jedziemy dalej...
Przed nami Odrzykoń.

Ps. Czy warto tu przyjechać? Owszem warto jak diabli - ale wcześniej trzeba się oczytać w życiu Konopnickiej i historii drugiej połowy XIX wieku i dopiero wtedy można smakować to miejsce w pełni.



4 comments:

Wojciech Gotkiewicz said...

Miejsce fajne, ale zdecydowanie nie dla mnie. Mam alergię na tłumy i przewodniczki z gatunku tych, które opisałeś. Lubię połazić sobie sam, a tu jak widać takiej możliwości nie ma. PS. Tak się zastanawiam, czy kiedykolwiek w tym kraju będzie normalnie w muzeach, tak jak to jest na tzw. Zachodzie?

Kasia Skóra said...

Żarnowiec wiele razy odwiedziliśmy, głównie na rowerze, bo to tylko 10 km od naszej miejscowości :) Muzeum niewielkie i jakoś nigdy nas specjalnie nie zaciekawiło, za to park ładny i dobry do spacerów. No i Jasiołka płynie zaraz za dworkiem. W Żarnowcu znajduje się, otwarta kilka lat temu, Szkoła Ludowa. Można zobaczyć jak wyglądały szkoły z przełomu XIX i XX wieku. Nie bylismy tam jeszcze mimo że tak blisko...

To link do ich strony : www.szkolaludowa.jedlicze.pl

Pozdrawiamy i zapraszamy w nasze strony po raz kolejny :) Jeszcze skansen naftowy w Bóbrce wart jest zobaczenia !!!

Ania said...

Nigdy tu nie byłam. Może i warto. Na razie Twój opis mi wystarcza. Z twórczości Konopnickiej najbardziej lubiłam "Na jagody". No i została mi z innej książeczki na całe życie nadzieja, że jednak kiedyś jakieś krasnoludki mi si w domu zalęgną i będą sprzątać za mnie. Zostawiam im tę robotę i zostawiam, a one nic.

makroman said...

Wojciechu - po parku możesz pospacerować, samo muzeum to de facto lamus tyle że wyeksponowany. Te wszystkie przedmioty, bez ludzkich rąk, bez używania, czyszczenia, dotykania są po prostu martwe.

Kasiu i Kamilu - był czas że wędrowałem po okolicach Krosna prawie co tydzień, ale teraz czas i rodzina zmuszają do wyboru celów. W Bóbrce też byłem, co nie znaczy że przy okazji nie wpadnę.

Aniu - "Wasz" Świętokrzyskie Szlak Literacki jest bogatszy, ale tu przy okazji zapraszam, inne ciekawe miejsca w następnych częściach.